Internet na podsłuchu

Z nieoficjalnych informacji wynika, że FBI zbiera więcej informacji na temat internautów, niż dotychczas sądzono. Federalne Biuro Śledcze powinno kolekcjonować jedynie dane konkretnych podejrzanych osób. Wygląda jednak na to, że zbieranie informacji odbywa się na masową skalę, a zgromadzone dane można było przeszukiwać pod kątem nazwiska, adresu e-mail czy słów kluczowych.

Informacje takie wskazują, że FBI posiada technologie bardziej zaawansowane niż osławiony Carnivore (Mięsożerca), przemianowany później na DCS1000. Przypuszczalnie FBI zaczęło stosować metody podobne do Narodowej Agencji Bezpieczeństwa (NSA), o których dowiedziano się przypadkiem podczas jednego z procesów sądowych.

Gdy służby mają podejrzenia wobec jednego z internautów, a dostawca Internetu nie jest w stanie wyizolować jego adresu IP lub określić, kim jest podejrzany, podsłuch obejmuje wszystkie osoby, korzystające z usług tego dostawcy. Sprawdzany jest cały ruch przewodzący przez łącza danego operatora. Monitorowany jest zwykle ruch odbywający się w obrębie sieci lokalnej, a punktem kontrolnym jest ruter lub switch.

Z czasem pojawiły się oskarżenia, że służby specjalne zaczęły standardowo wykorzystywać tego typu masowe metody podsłuchu. Tak więc nawet w sytuacji, gdy znany jest adres IP podejrzanej osoby, podsłuchiwani są wszyscy, a dopiero później nagrane dane są filtrowane pod kątem wyłuskania z nich informacji dotyczących podejrzanego.

„To gorsze niż Carnivore” – mówi Kevin Bankston z Electronic Frontier Foundation. „Oni podsłuchują wszystkich, a potem mogą zmienić osobę, przeciwko której prowadzą śledztwo”.

Nowe metody są o tyle niepokojące, że Carnivore – który nota bene został przez FBI porzucony ponad 2 lata temu – podlegał niezależnym audytom i nadzorowi Kongresu, o tyle nowymi technikami niewiele osób się interesuje. Ponadto Mięsożerca najprawdopodobniej na bieżąco filtrował informacje, tak że przechowywane były tylko te, które dotyczyły podejrzanych.

Departament Sprawiedliwości nie zajął jeszcze stanowiska wobec nowych metod działania FBI. Budzą one jednak poważne wątpliwości. Prawo federalne przewiduje bowiem, że agenci FBI mają obowiązek „minimalizowania przechwytywanej komunikacji i ograniczania jej do osób objętych śledztwem”.

Tę zasadę „minimalizowania” wprowadzono po to, by służby mundurowe dawały nawet osobom podejrzanym maksimum prywatności i by nie mogły monitorować konwersacji nie związanych ze śledztwem. Ponadto muszą na bieżąco informować o danych uzyskanych w ten sposób sędziego, który wydał zgodę na podsłuch. W przypadkach gdy wydana zostaje taka zgoda, przed założeniem podsłuchu każdorazowo ustalane są zasady jego prowadzenia. Zwyczajowo przewidują one, że jednorazowo agenci mogą przysłuchiwać się rozmowie przez dwie minuty, a pomiędzy kolejnymi „sesjami podsłuchowymi” musi minąć co najmniej minuta. Ponadto prawo mówi o podsłuchu w czasie rzeczywistym i nie przewiduje tworzenia bazy danych z tysiącami innych rozmów.

Służby specjalne, a obecnie i FBI, powołują się jednak na przepis, który zezwala na zachowywanie takich danych w przypadku przechwycenia rozmowy zakodowanej lub prowadzonej w obcym języku. Wówczas dane można składować, a „minimalizacji” należy dokonać najszybciej jak to tylko możliwe.

Prawnicy, sędziowie, obrońcy praw obywatelskich, agenci NSA i FBI różnie interpretują te same przepisy. Zapewne więc w najbliższym czasie będziemy świadkami sporów prawnych, w wyniku których zostanie ustalone, w jakim stopniu i kogo można podsłuchiwać w Internecie.

żródło: cNET