Serwisy wymiany plików niewinne

Sąd apelacyjny w San Francisco uznał, że producenci oprogramowania do wymiany plików (tzw. sieci P2P – peer-to-peer) nie ponoszą odpowiedzialności za naruszenia przez użytkowników ich produktów praw autorskich, ponieważ nie mają możliwości zablokowania takich działań. Tym samym sędziowie potwierdzili wyrok sądu pierwszej instancji w Los Angeles. W uzasadnieniu sąd podkreślił, że orzeczenie zabraniające istnienia serwisów P2P mogłoby doprowadzić do pozwów przeciwko producentom kserokopiarek wykorzystywanych do robienia odbitek fragmentów książek.

Wyrok sądu nie oznacza, że bezkarnie można kopiować chronione prawem programy. Oznacza tylko, że dostawca programów P2P nie ponosi odpowiedzialności za wykorzystywanie ich w sposób niezgodny z prawem.

Wyrok sądu to wielki sukces pozwanych spółek Grokster i StreamCast (wydawca programu Morpheus) i dziesiątków milionów ich użytkowników na całym świecie. Równocześnie jest to porażka koncernów fonograficznych zrzeszonych w RIAA. Te ostatnie obwiniają serwisy wymiany plików o liczony w miliardach dolarów spadek sprzedaży nagrań muzycznych. Ich zdaniem większość użytkowników sieci P2P wymienia się nielegalnymi kopiami utworów chronionych prawami autorskimi. Tylko w lipcu za ich pośrednictwem skopiowano 7,1 mln plików, dwukrotnie więcej niż przed rokiem – wynika z danych firmy BigChampagne. Zajadłym przeciwnikiem P2P są także studia filmowe zrzeszone w MPAA. „Ten wyrok to dla wszystkich firm internetowych jak Gwiazdka w sierpniu” – powiedział dziennikowi „The Wall Street Journal” Christopher Ruhland, prawnik kancelarii Orrick, Herrington & Suttcliffe – „decyzja sądu nie powinna być postrzegana jako zielone światło dla firm lub osób, które chciałyby budować swój biznes, żerując na cudzych prawach autorskich” – powiedział Jack Valenti, prezes MPAA.

W praktyce wyrok sądu oznacza, że producentom nie uda się zamknąć serwisów P2P. Jedynym sposobem na aresztowanie piratów pozostaje pozywanie do sądu pojedynczych osób, które koncerny podejrzewają o masową kradzież. Taktyka ta jest od dłuższego czasu wykorzystywana przez RIAA, które pozwało już do sądów prawie cztery tysiące osób. Większość z pozwów zakończyła się ugodami. Droga ta jest jednak dość skomplikowana. Koncerny nie znają bowiem danych osobowych pozywanych osób i muszą za każdym razem ubiegać się poprzez wezwania sądowe o ujawnienie przez dostawców internetowych danych ich klientów. W marcu Kanada zakazała takiego identyfikowania podejrzanych. „Bez względu na to, co orzekł sąd, przedmiot debaty jest jasny – to wojna między legalnym i nielegalnym produktem” – powiedział prezes RIAA Mitch Baiwol.

Koncerny fonograficzne zrzeszone w organizacji RIAA teoretycznie mogą jeszcze zwrócić się do sądu najwyższego. Sędziowie z San Francisco zasugerowali jednak, że jedyną instytucją, która może zabronić wymiany plików jest Kongres. Odpowiednią poprawkę do ustawy o prawach autorskich zgłosił już republikański senator ze stanu Utah Orrin Hatch.

Przed trzema laty ten sam sąd uznał, że działalność pierwszego, globalnie wykorzystywanego serwisu wymiany plików Napster jest niezgodna z prawem. Czemu serwisy wymiany plików nie podzieliły jego losu? Napster do działania potrzebował centralnego serwera, który odpowiadał m.in. za budowanie listy plików dostępnych w sieci i przekierowywanie użytkowników chcących je ściągnąć z internetu. Napster mógł więc zapobiec łamaniu praw autorskich – uznał sąd i nakazał zamknięcie serwisu. Podobny los spotkał jego następców działających w zbliżony sposób – Audiogalaxy i Scour. Najpopularniejsze obecnie serwisy – KaZaA, iMesh, Morpheus, Grokster czy LimeWire – bezpośrednio łączą komputery internautów zainteresowanych wymianą plików. Producenci oprogramowania tacy jak np. StreamCast czy Sharman Networks nie uczestniczą w wymianie, dostarczają tylko program, który na nią pozwala. „StreamCast nie ma bezpośredniej wiedzy o kopiowaniu plików i nie ma możliwości, aby je zablokować” – orzekł sędzia Sidney R. Thomas.

Napster, jedna z najbardziej znanych marek w branży internetowej, wciąż jest obecny na rynku. Zamiast umożliwiać wymianę nielegalnych plików, zajmuje się sprzedażą zabezpieczonych przed kradzieżą piosenek.

Źródło informacji: Gazeta.pl