Stanley szykuje się do rajdu robotów

Samochód, który prowadzi się sam – przez długi czas był to pomysł znany jedynie z literatury science-fiction. Jednak na uniwersytecie Stanford stworzono pojazd, który samodzielnie porusza się nawet z prędkością 64 km/h.

Nazywa się „Stanley”.
Nie ulega wątpliwości, że w przyszłości samochody będą prowadziły się same” – twierdzi Sebastian Thrun, naukowiec niemieckiego pochodzenia, kierownik laboratorium sztucznej inteligencji na uniwersytecie Stanford i osoba odpowiedzialna za Stanley’a.

Trzydziestoośmioletni Thurn, opowiadając o niezwykłym samochodzie, zachowuje się jak podniecony nastolatek.
Zespół z uniwersytetu Stanford – podobnie jak zespoły z innych uniwersytetów – wciąż dopracowuje swój pojazd.

Naukowcy liczą, że Stanley wygra zbliżający się Grand Challenge – rajd pustynny, organizowany przez Defense Advanced Research Project Agency.

„Chcemy sprawić, by samochody były bardziej bezpieczne” – oświadczył Thurn. „Jednocześnie robimy coś, czego nikt wcześniej nie robił”.
Uniwersytet Stanford będzie startował w drugim corocznym rajdzie DARPA.

Wydarzenie to jest sponsorowane przez wojsko Stanów Zjednoczonych.

Ma ono na celu sprawdzenie wytrzymałości robotów. To wyzwanie dla kreatywności, potencjału naukowego i funduszy amerykańskich uniwersytetów oraz prywatnych wizjonerów.

W zeszłym roku Hummer „Sandstorm” – projekt uniwersytetu Carnegie Mellon – pojechał najdalej i najszybciej.

Liczby jednak świadczą, że jego wynik nie był imponujący. Pokonał niecałe 12 z ponad 230 kilometrów, które liczyła trasa rajdu.

W zeszłym roku nikt nie wygrał głównej nagrody – miliona dolarów.

Główna nagroda tegorocznego rajdu, zaplanowanego na 8 października, to 2 miliony $.

Maszyny będą musiały pokonać dystans 175 mil (ponad 230 kilometrów).

Trasę wytyczono na pustyni Mojave. Wygląda na to, że uczestnicy poradzą sobie o wiele lepiej niż rok temu. Ostatnio robot „Sandstorm” przejechał samodzielnie dystans ponad 200 mil.

Robot „Stanley” bazuje na stalowoszarej terenówce Volkswagena Touaregu z pięciocylindrowym silnikiem diesla.
Samochodu z tym motorem nie można kupić w Stanach. Niemiecki producent ofiarował pojazd na cele eksperymentu.

Poza sensorami pokrywającymi dach, panelem sterowania zamocowanym obok fotela kierowcy i komputerem w bagażniku, „Stanley” wygląda jak standardowy SUV VW.

Oczywiście zasadnicza różnica polega na tym, że „Stanley” nie potrzebuje kierowcy.

Niełatwo jest jednak nauczyć samochód, aby poruszał się samodzielnie. Najistotniejsze elementy to radar oraz laserowe i optyczne czujniki, zamontowane na samochodzie.

Wykrywając bliskie i odległe przeszkody, pełnią one rolę systemów wczesnego ostrzegania. Przy obieraniu właściwej trasy „Stanley” korzysta też z systemu GPS.
Programiści napisali ponad 100.000 linijek kodu, aby poinstruować „Stanleya” co powinien robić.

Samochód dysponuje mapą, mówiącą gdzie powinien jechać, narzędziem planującym trasę, które wskazuje niebezpieczne miejsca i kontrolerem, który zamienia dane na akcje, podejmowane przez pojazd.

Oprogramowanie działa dzięki sześciu procesorom Pentium M Intela.

„Ludziom rozpoznawanie przeszkód przychodzi z wielką łatwością – mówi Sebastian Thurn. „Natomiast dla robotów stanowi to olbrzymią trudność”.
Każda z funkcji komputera może nawalić. W wyniku najdrobniejszej pomyłki pojazd może ominąć motyla, ale wpaść np. na skałę.

Źródło: news.com
Grand Challenge (DARPA)