Studenci Politechniki budują satelitę

Jest niewiele większy od kostki Rubika. Nie może ważyć więcej niż paczka cukru. Taki satelita powstaje na Politechnice Warszawskiej.

Idea wydawała się z kosmosu. Do pokoju akademika, w którym mieszka Rafał Przybyło (III rok), późnym wieczorem wpadł Michał Kopera (uczestnik projektu SSETI Express, w którym rok temu studenci z kilkunastu krajów pod okiem Europejskiej Agencji Kosmicznej budowali satelitę wielkości pralki). – Ciągle te międzynarodowe projekty! Sami zbudujmy satelitę – zaproponował.

Usiedli przed komputerem, zaczęli szukać. I znaleźli: na politechnice w Kalifornii prof. Robert Twiggs stworzył ideę cube-satów. To malutkie satelity, które mogą być skonstruowane przez zespoły studenckie. Potem trzeba tylko wykupić kilogram miejsca w rakiecie i cube-sat leci w kosmos. – Pojechałem na wykład prof. Twiggsa, gdy gościł w duńskim Aalborg, w siedzibie Europejskiej Agencji Kosmicznej. Po prelekcji o cube-satach zapytał, kto chciałby w to wejść. Cała sala podniosła ręce. Ja też – wspomina Rafał.

Studentów PW wspiera prof. Piotr Wolański, opiekun Studenckiego Koła Astronautycznego. – Jest nas już prawie 30 – mówi Edyta Dziemińska z III roku, szefowa koła. – Podzieliliśmy się na grupy: jedni budują komputer, inni system komunikacyjny, jeszcze inni starają się o pozwolenie na wystrzelenie satelity. O to ostatnie nie jest łatwo, bo to nie jest żaden wielki projekt. Trzeba dostarczyć mnóstwo papierów: od gwarancji, że satelita nie wybuchnie w rakiecie, po zaświadczenie, że nie jest obiektem szpiegowskim.

Studenci Politechniki wciągnęli do współpracy Koło Naukowe Konsultingu z SGH (ma robić im PR i starać się o sponsorów) oraz Koło Naukowe Radioelektroniki z Gdyni. – Skupiają radioamatorów. Mają na dachu akademika ogromną jedenastometrową antenę, która będzie odbierać sygnały z naszego cube-sata, gdy ten znajdzie się na orbicie – wyjaśnia Rafał.

– Najpierw chcieliśmy, żeby satelita był lustrem odbijającym światło. Europejska Agencja Kosmiczna od dawna pracuje nad systemem, który doświetlałby koło podbiegunowe i zasilał uprawy na Dalekiej Północy – opowiada Edyta. – Ale to okazało się za trudne i w końcu budujemy balon, który w pewnym momencie obniży lot i spali się w atmosferze. To ma być eksperyment, który pokaże, jak radzić sobie z kosmicznymi śmieciami.

Źródło: Gazeta.pl