Filmowcy kontra piraci

Plaga piractwa zmusiła już przemysł muzyczny do wyboru – dostosowanie się lub upadek. Teraz przyszedł czas na przemysł filmowy.

Dowodów nie brakuje. Każdy system zabezpieczeń wprowadzony do płyt DVD jest prędzej czy później łamany przez piratów fonograficznych.

Poczucie zagrożenia zaczęło się w 1984 roku. Wówczas to koncern Sony, producent sprzętu video, wywalczył przed sądem prawo do nagrywania przez prywatne osoby filmów emitowanych w telewizji. Studia filmowe dostrzegły wówczas przerażającą perspektywę narastającego piractwa. Epoka sprzętu cyfrowego zwiększyła jeszcze te obawy. W efekcie płyty DVD z nagraniami filmów zawierają więcej zabezpieczeń niż jakikolwiek inny nośnik w historii.

By zabezpieczyć dane przed kopiowaniem, podzielone są one na kilka części. Każda z nich jest osobno zakodowana przy użyciu systemu CSS (Content Scrambling System). Klucze do kodu znajdują się w ukrytym miejscu na płycie. Skopiowanie samych danych nie pozwala więc na odtworzenie filmu.

Inne zabezpieczenie nie pozwala na wyświetlenie filmu zakupionego w jednym regionie świata w innym miejscu globu. Chodzi o to, że utwory wchodzą do kin w różnym czasie. Każdy płyta ma również swój „dowód osobisty”. Nagrany oryginalnie film można odtworzyć tylko z tej płyty. Przekopiowany na inny nośnik nie będzie mógł być wyświetlony – nie będzie się bowiem zgadzał numer „dowodu”. To nie koniec pomysłów.

Teoretycznie bowiem nadal nie ma przeszkód, by włączyć film na jednym odtwarzaczu, i nagrać na drugim obok. Sygnał nie zostałby jednak nagrany, ponieważ zostałby zakłócony przez wmontowane zabezpieczenia i obraz byłby nieczytelny. Biorąc pod uwage te wszystkie nowinki techniczne, DVD wydaje się być nośnikiem bezpiecznym i odpornym na kopiowanie. Ale czy aby na pewno? Nie całkiem.

Większość DVD zawiera bowiem, oprócz samego filmu, liczne dodatki: wywiady z aktorami, reżyserem, przegląd scen itp. By zmieścić to wszystko, stosuje się nagranie dwuścieżkowe, mogące pomieścić 8 gigabajtów danych.

Piraci dysponują natomiast możliwością nagrywania jednościeżkowego, mieszczącego 4.5 gigabajta. Stają oni więc przed wyborem: albo zrezygnować z dodatków, albo obniżyć jakość nagrania poprzez kompresję danych. Wiadomo jednak, że i ten problem zostanie wkrótce przełamany.

Czy więc wynik tej wojny jest przesądzony? Przemysł muzyczny próbuje sobie radzić z piratami podobnie jak filmowcy: poprzez mieszankę coraz to wymyślniejszych zabezpieczeń oraz adaptację do nowych metod korzystania z muzyki. Chodzi między innymi o sprzedaż utworów poprzez internet – można je ściągnąć na swój komputer za stosowną opłatą. Ale przemysł filmowy na razie nie może pójść tą drogą. Przeciętny film musiałby bowiem zostać podzielony na małe kawałki, ściągane po kolei przez dłuższy czas. Internautów to raczej nie zainteresuje.

Co wieć pozostaje? Trzeba prowadzić nadal walkę na zabezpieczenia, a także… liczyć na uczciwość odbiorców.

Źródło: BBC