hacking.pl

Codzienna dawka nowych wiadomości ze świata bezpieczeństwa. Tutoriale, narzędzia, linux oraz testy penetracyjne.

Service Pack 1 dla Windows Server 2003

Microsoft ogłosił wydanie ostatecznej wersji Service Pack 1 dla systemu Windows Server 2003. Zdaniem firmy, SP1 zawiera w sobie nowe proaktywne technologie bezpieczeństwa, chroniące system przed wirusami, robakami sieciowymi i innymi atakami.

Szpieg w telewizorze

Telewizje kablowe mają od zaraz zakładać w sieciach urządzenia szpiegowskie – potwierdził w piątek sąd. Jak mają to zrobić?

Unia chce odroczyć wprowadzenie e-paszportów

Stany Zjednoczone zdecydowały, że ostateczną datą na wprowadzenia e-paszportów jest październik 2005. Każdy kto, po tym terminie, będzie chciał udać się do USA a nie będzie posiadać wizy, będzie musiał wyrobić nowy typ paszportu wyposażonego w specjalny chip i identyfikującego posiadacza dokumentu przy użyciu technologii biometrycznych.

Prima aprilis w wydaniu TDT.org.pl

Wczoraj informowaliśmy o zablokowaniu znanego polskiego serwisu z linkami torrentów przez MPAA. Dokładnie taka sama sytuacja miała miejsce rok temu, kiedy to administratorzy serwisu TDT.org.pl w ramach żartu primaaprilisowego podmienili stronę główną. 1 kwietnia takie działania są jak najbardziej tolerowane jednak całkowite blokowanie serwisu na 8 godzin przed dniem dowcipów oraz pełna dezinformacja świadczą wyłącznie o braku szacunku administratorów TDT.org.pl w stosunku do tysięcy użytkowników sieci Torrent.

Ahker-F atakuje serwery Microsoftu

Co łączy Brada Pitta z Angeliną Jolie i Britney Spears? Cała trójka pełni rolę „przynęty” w nowym wirusie Ahker-F. Skuszeni obietnicą pikantnych filmów z gwiazdami showbusinessu internauci mogą jednak nieświadomie wziąć udział w atakach na serwery Microsoftu.

Kontrowersyjna kampania spółki MediaTel

Już nie tylko Tele2 gnębi TP SA reklamami porównawczymi. Warszawski operator telekomunikacyjny MediaTel zaatakował giganta hasłem „nie daj się doić fracuskiej dojarce”

Notowana na giełdzie firma MediaTel to maluch o obrotach w wysokości 33,2 mln zł i z ledwie kilkoma tysiącami klientów w woj. mazowieckim. Rzuciła wyzwanie Telekomunikacji Polskiej – gigantowi, którego ubiegłoroczne przychody przekroczyły 18,5 mld zł. „Nie daj się doić!” – nawołuje nowy operator w internecie, na 300 billboardach i w prasowych ulotkach. W reklamach internetowych za krową biega kobieta w barwach i z logo uderzająco podobnymi do znaku France Telecom, właściciela TP SA. – To nie francuska dojarka, ale „fracuska” – zwraca uwagę Wojciech Gawęda, prezes MediaTelu. – Jeżeli występuje zbieżność nazw, to jest ona zupełnie przypadkowa.

W ten sposób MediaTel promuje swoje połączenia telefoniczne tańsze niż w TP SA. Na kampanię w marcu i kwietniu wyda milion złotych. Największy operator telekomunikacyjny w Polsce już ją dostrzegł. TP SA poinformowała nas, że „prawnicy analizują ten przypadek pod kątem jego niezgodności z zasadami uczciwej konkurencji”. – TP SA nie protestuje, szkoda, zyskalibyśmy dodatkowy rozgłos – żałuje prezes Gawęda i dodaje, że niektórzy pracownicy giganta prywatnie dzwonią do niego, gratulując reklamy.

Horror abonenta

To nie pierwszy przypadek skłaniający do wysiłku biuro prawne TP SA. Szwedzka firma Tele2 regularnie atakuje giganta reklamami porównawczymi. Najpierw były Ania i Kasia, które korzystały z telefonów TP SA i Tele2, płacąc różne stawki za rozmowy. Na końcu lektor pytał widza, która z nich była lepsza z matmy. Jedna z ostatnich reklam Szwedów miała już klimat horroru. Najpierw słychać kruka, potem niedźwiedzia i wycie wilka, a na koniec rozpaczliwy krzyk dobiegający z domu na odludziu. Ktoś dostał rachunek telefoniczny (w domyśle – z TP SA).

– TP SA bezskutecznie oprotestowywała w sądzie niemal każdy nasz spot reklamowy. Ostatnio już tak nie robi. Zapewne zrozumiała, że to tylko marnowanie pieniędzy abonentów na prawników – mówi Karol Wieczorek, rzecznik Tele2. Według niego szwedzki operator stosuje reklamy porównawcze we wszystkich krajach, gdzie są one dozwolone. Podobnie jak w Polsce porównuje swoje ceny z ofertą największego operatora. – To obiektywne kryteria – dodaje Wieczorek.

Na razie operatorzy telekomunikacyjni w Polsce porównują się do konkurentów zdecydowanie częściej niż firmy w innych branżach. Co ich do tego skłania? Specjaliści powtarzają, że w tym sektorze rynku gwałtownie rośnie konkurencja. Jednak równie ostro o klienta walczą producenci napojów czy sieci stacji benzynowych, ale nie kręcą takich reklam.

– Usługa telekomunikacyjna jest specyficzna, bo klient wiąże się z firmą, podpisując długoterminową umowę. I trzeba włożyć sporo wysiłku w nakłonienie go do zmiany operatora – tłumaczy Marek Gargała, dyrektor zarządzający agencji reklamowej Publicis.

I operatorzy nie ustają w wysiłkach. W reklamach gryzą się również Heyah (własność PTC) i Simplus (Polkomtel). W reklamie tej ostatniej marki dziewczyna z dużym biustem idzie korytarzem, a rozmarzeni chłopcy odprowadzają ją wzrokiem. Kiedy lektor mówi o „wspaniałych warunkach” oferty, przed oczyma dwóch młodzieńców staje mało atrakcyjna dziewczyna i mówi „Heja!”. Zostaje zignorowana. – To nie jest nawiązanie do sieci Heyah. To przecież często używane pozdrowienie wśród młodzieży – mówi rzecznik Polkomtela Elżbieta Sadowska. W kolejnych reklamach Simplusa pani o dużym biuście chce zademonstrować „warunki” ze sceny, ale brzydula symbolizująca Heyah próbuje bezskutecznie przerwać występ.

Heyah ripostowała dostępną tylko w internecie makabryczną reklamówką, w której sztuczny biust pęka w zderzeniu z wajchą obniżającą ceny (to motyw przewodni obecnej kampanii Heyah). Właścicielka biustu lamentuje, że straciła „promocyjne silikony”, a głos zza kadru przekonuje, że niskie ceny w Heyah są na stałe, a nie tylko w promocji.

Porównywać tylko ceny

Reklama porównawcza jest w Polsce dozwolona od 2000 r., ale firmy niezbyt często jeszcze po nią sięgają. Wojny producentów proszków do prania pokazują, że porównania nie zawsze są jasne i łatwe do sprawdzenia. Potyczka Ariela i Dosi w 2000 roku jest dobrym tego przykładem. Procter & Gamble (producent Ariela) opublikował w prasie wyniki testów, przeprowadzonych przez Instytut Chemii Przemysłowej w Warszawie. Wynikało z nich, że „w 25 z 40 badanych układów testowych Ariel jest wyraźnie lepszy, a w pozostałych 15 oba proszki dały podobne efekty prania”. Spór zakończył się polubownie, ale przeciętny konsument niewiele z niego zrozumiał. – Żadna nowa firma w tej branży nie będzie walczyć wizerunkiem, bo żeby go zbudować, trzeba czasu i pieniędzy. Musi zatem zaoferować konsumentowi jakąś konkretną korzyść, a jedynym dostępnym tu rozwiązaniem jest niższa cena – mówi Marek Gargała, dyrektor zarządzający agencji reklamowej Publicis.

Jego zdaniem reklam porównawczych w telekomunikacji przybędzie, bo mamy obecnie ledwie przedsmak prawdziwej wojny o ten bogaty rynek. – Zacznie się ona, gdy rynek się nasyci i telefony będą mieli wszyscy – mówi szef Publicisa.

– Na jesień planujemy podobną kampanię – mówi prezes Gawęda. – Na pewno krowa pozostanie.

Można się porównywać, byle uczciwie

Reklama porównawcza jest w Polsce dozwolona. Prawo stanowi jednak, że nie może być ona „sprzeczna z dobrymi obyczajami”. A więc nie może:

wprowadzać klienta w błąd (np. co do ceny czy wyglądu produktu);

porównywać towarów różnych kategorii (np. płynu do zmywania makijażu z kremem);

zacierać różnic między tym, kto się reklamuje i jego konkurentem;

dyskredytować wyrobów konkurenta;

przedstawiać imitacji istniejących na rynku zarejestrowanych znaków towarowych

„Nie daj się wydoić fracuskiej dojarce” – woła w swych reklamach MediaTel. Spółka przekonuje, że „fracuska” to nie to samo co „francuska” i wszelkie skojarzenia z France Telecom (właściciel kontrolnego pakietu TP SA) są przypadkowe. Ale skrót fd (od fracuska dojarka) opatrzony znaczkiem „&” tak bardzo przypomina logo France Telecom (po prawej), że trudno uniknąć takich skojarzeń.

Źródło: Gazeta.pl

Pieniądze i informacje wyciekają z sieci

Od lipca do grudnia ubiegłego roku prawie czterokrotnie wzrosła na świecie liczba ataków komputerowych włamywaczy.

Na całym świecie notuje się tygodniowo 33 mln ataków hakerów – wskazują najnowsze raporty dotyczące bezpieczeństwa w Internecie. Według informacji zebranych w 180 krajach, w drugim półroczu 2004 r. celem najpoważniejszych ataków (mogły załamać zabezpieczenia, spowodować straty) były: usługi finansowe, przemysł, transport, media. Przedsiębiorstwa i instytucje notowały dziennie przeciętnie 13,6 ataku komputerowych włamywaczy i rozprzestrzeniających się przez Internet wirusów. W pierwszym półroczu było ich średnio 10,6.

Znacznie wzrosła – w ocenie najnowszej, siódmej edycji raportu firmy Symantec, uważanej za jedno z najpełniejszych źródeł informacji o internetowych zagrożeniach – liczba oszustw zwanych phishing: wyłudzanie, podszywanie się pod obce witryny, tworzenie fałszywych stron. Celem tych ataków jest wyłudzanie poufnych informacji, a szczególnie danych finansowych. W lipcu ubiegłego roku takich ataków było średnio 9 mln tygodniowo, w grudniu już 33 mln tygodniowo. Oznacza to wzrost o ponad 366 proc. W ocenie autorów raportu phishing w tym roku nadal stanowić będzie poważne zagrożenie.

Najwięcej ataków na systemy informatyczne firm oraz komputery indywidualnych użytkowników inicjowanych jest z terenu USA, Chin i Niemiec. Polska jest poza pierwszą dziesiątką krajów, z których dokonuje się najczęściej naruszeń bezpieczeństwa internetowego – wynika z raportu Symanteca. Jakkolwiek aktywność hakerów zwiększa się, to – według opublikowanego wczoraj raportu Centrum Bezpieczeństwa Microsoftu – ubiegły rok był spokojniejszy pod względem liczby nowych zagrożeń. Nie będzie to jednak tendencja trwała – ostrzegają specjaliści. Tworzący komputerowe wirusy kierują się zasadą: atakuj to, co nowe.

– W związku z szybkim rozwojem telefonii komórkowej, a zwłaszcza jej integracji z komputerami pojawiają się wirusy atakujące komórki – zwraca uwagę Andrzej Zaremba, specjalista w dziedzinie bezpieczeństwa w polskim oddziale firmy Microsoft.

Przestępstwa internetowe w Polsce są jeszcze zjawiskiem rzadszym niż w USA czy Europie Zachodniej, ale zarówno kradzieże danych, jak i nielegalne transfery pieniędzy z kont osób fizycznych i podmiotów gospodarczych są notowane przez naszą policję. O kilkudziesięciu takich przypadkach tylko w Małopolsce mówili m.in. przedstawiciele Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie podczas niedawnej konferencji poświęconej bezpieczeństwu w biznesie.

Źródło: Rzeczpospolita

Największy polski serwis z linkami torrentów został zablokowany

Serwis TDT.org.pl – największy w Polsce zbiór z linkami torrentów, posiadający 26242 użytkowników, 2527 torrentów i notujący 45000 unikalnych odsłon dziennie został dziś zablokowany przez MPAA (akronim od Motion Picture Association of America), zrzeszenie największych producentów i dystrybutorów filmowych w Ameryce.

Dzisiaj około godziny 15:40 na tdt.org.pl widniała informacja:

Not Found
The requested URL / was not found on this server.
Apache/1.3.26 Server at tdt.org.pl Port 80

Od godziny 16:15 na stronie możemy przeczytać informacje:

There are websites that provide legal downloads. This is not one of them.

This website has been permanently shut down by MPAA authorities because it facilitates the illegal downloading of copyrighted motion pictures. The illegal downloading of motion pictures robs thousands of honest, hardworking people of their livelihood, and stifles creativity. Illegally downloading movies from sites such as these without proper authorization violates the law, is theft, and is not anonymous. Stealing movies leaves a trail. The only way not to get caught is to stop.

Mirror TDT.org.pl (google.pl) z 29.03.05

Czyżby amerykańskie firmy fonograficzne postanowiły przeprowadzić zmasowany atak na polskie serwisy udostępniające pełne wersje filmów i gier? W każdym bądź razie Torrent Dream Team podzieliło los największego amerykańskiego serwisu z torrentami SuprNova. Czy na tym koniec?

MPAA zablokowała również www.lokitorrent.com a w odpowiedzi na ich akcje powstał serwis www.shutdownthis.com.
Prima aprilis w wydaniu TDT.org.pl

VeriChip na cenzurowanym

Europejska Grupa do spraw Etyki w Nauce i Nowych Technologiach (EGE), uważa że wszczepianie ludziom układów scalonych niesie ze sobą poważne konsekwencje medyczne i powinno być tak precyzyjnie uregulowane jak stosowanie lekarstw.

Stosowanie wszczepianych pod skórę chipów powinno, zdaniem EGE, podlegać bardzo szczegółowej kontroli.

Ich używanie niesie bowiem za sobą „poważne konsekwencje medyczne” i jest „potencjalnym zagrożeniem dla ludzkiej godności i społeczeństwa demokratycznego”.

Za całkowicie niedopuszczalne uznała natomiast stosowanie chipów zdalnie kontrolowanych.

Ale o co chodzi…?

Czytaliście kiedyś książki SF, w których bohater, posługując się wszczepionym pod skórę chipem, może zarówno regulować rachunki, robić zakupy, jak i sprawdzić stan swojego zdrowia?

Ta fikcja literacka przestała być fikcyjna już kilka lat temu…

Połączenie fantazji z rzeczywistością nosi nazwę VeriChip, a opracowane zostało przez firmę Applied Digital Solutions Inc. (ADS) z Palm Beach na Florydzie. Jest to układ scalony zatopiony w plastikowej kapsułce o długości 12 i średnicy 2,1mm, wstrzykiwany pod skórę przy znieczuleniu miejscowym.

Odczyt jego zawartości odbywa się za pomocą fal radiowych, przy użyciu specjalnych skanerów.

Do czego może obecnie służyć VeriChip?

1. Przechowywanie informacji medycznych

Sam VeriChip nie zawiera co prawda pełnych danych dotyczących pacjenta, przekazuje natomiast kod, który ułatwia dotarcie do tej informacji w bazach danych placówek medycznych. Dostęp do niego mają tylko lekarze – za pośrednictwem specjalnych skanerów.

Może też służyć do stałego monitorowania stanu zdrowia, zwłaszcza u osób z grup szczególnego ryzyka.

2. Kontrola dostępu do chronionych pomieszczeń

Ponieważ do odczytu chipa wystarczy przejście w pobliżu skanera, może on być z powodzeniem stosowany zamiennie z kartami magnetycznymi przy dostępie do chronionych miejsc. Wydaje się jednak, że jest to sposób znacznie mniej pewny niż czytnik linii papilarnych lub siatkówki oka…

3. Lokalizacja osoby z wszczepionym chipem

To zastosowanie budzi najwięcej kontrowersji. Z jednej strony, cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem zwłaszcza osób zamożnych, ponieważ pozwala na błyskawiczną identyfikację miejsca ich pobytu – np. w przypadku porwania. Czasami ze względów bezpieczeństwa, wszczepiają je też swoim dzieciom gwiazdy filmowe czy muzyczne.

Z drugiej jednak strony, powszechne ich stosowanie skutkowałoby powstaniem kontroli absolutnej nad osobami, którym go wszczepiono. A ta myśl jest wyjątkowo nieprzyjemna…
Przyszłość

Przewiduje się, że chipy przyszłości będą zawierać w sobie takie dane jak: zdjęcie, odciski palców, dane medyczne, adres, zawód, przeszłość kryminalną czy numer ubezpieczenia.

Chip może również zostać powiązany z naszymi kontami bankowymi, działając na podobnej zasadzie jak obecnie karty kredytowe.

Możliwości jego potencjalnego zastosowania jest więc mnóstwo: identyfikacja, lokalizacja, sprawniejsza pomoc medyczna, pozbycie się wielu koniecznych w tej chwili dokumentów, koniec problemu „zapomniałem karty bankowej!”.

Nic nie jest jednak idealne

Powszechne stosowanie tego typu chipów może być również niebezpieczne. Pierwszym zagrożeniem jest rzeczywista możliwość natychmiastowej lokalizacji dowolnej osoby. Jest to pozytywne przy zaginięciach, ale wyobraźcie sobie, ile są w stanie zapłacić choćby paparazzi za urządzenie potrafiące to wykonać? A nie tylko im może się przydać…

Drugie związane jest z mnogością danych, które na jego podstawie można by było uzyskać. W tej chwili, żeby zdobyć tak kompleksowe informacje, trzeba solidnie się namęczyć wertując różnego rodzaju źródła. Jeśli wszystkie jednak znajdą się w chipie… Nietrudno sobie wyobrazić…

Nie należy też lekceważyć ewentualnych problemów medycznych: u ludzi, których geny zawierają predyspozycje do powstawania nowotworów, może on przy dłuższym pozostawaniu w organizmie powodować raka.

Wszczepiać czy nie wszczepiać?

Cóż, z jednej strony potencjalna przydatność następców VeriChip’a jest ogromna. Wszystkie konieczne dane i ‚dokumenty’ zawsze mamy przy sobie, lekarz jest w stanie w ciągu kilku chwil znaleźć informacje o poszkodowanej w wypadku osobie, a w razie zaginięcia przestają być potrzebne długie i uciążliwe poszukiwania.

Z drugiej strony, istnieją też poważne zagrożenia jego stosowania. Najważniejszym aspektem będzie więc zapewnienie ich bezpieczeństwa, zarówno na poziomie użytkownika, jak i bazy danych o kodach poszczególnych osób.

Tylko, czy w dobie obecnej informatyzacji, kiedy rzeczywiście bezpieczne systemy teleinformatyczne w praktyce nie istnieją, jest to wykonalne?

To pytanie warto sobie zadać już teraz, bowiem VeriChip dotrze przecież także do Polski. Istnieje już sieć 30 satelitów ORBCOMM, sieci telekomunikacyjnej współpracującej z ADS. Niedługo więc system globalnej identyfikacji obejmie cały Świat.

Źródło: Dziennik Internautów | Electronics Weekly
VeriChip Corporation
ORBCOMM

Przepełnienia bufora w klientach telnet

Opublikowano dwie luki przepełnienia bufora w wielu klientach telnet. Umożliwiają zdalne wykonanie kodu w sytuacji, w której użytkownik łączy się ze zdalnym komputerem, na którym uruchomiony jest zmodyfikowany serwer telnet.

Luki znajdują się w funkcjach env_opt_add() oraz slc_add_reply() klienta. Wykonanie kodu następuje z przywilejami użytkownika uruchamiającego klienta. Aby wykorzystać lukę, konieczne jest nakłonienie użytkownika do zainicjowania połączenia telnet, co można osiągnąć automatycznie gdy użytkownik odwiedzi odpowiednio spreparowaną strone WWW.

Podatne na atak jest oprogramowanie telnet takich systemów operacyjnych jak FreeBSD, Red Hat Linux, Solaris oraz klient telnet dostarczany z MIT Kerberos 5. Według firmy iDEFENSE podatnych może być znacznie więcej klientów, które bazują na kodzie BSD.

Zalecane jest uaktualnienie klienta telnet na podatnych platformach. Jeżeli klient nie jest wykorzystywany (zazwyczaj może być zastąpiony ssh), zaleca się zablokowanie możliwości jego uruchamiania.

Pierwsze zalecenie iDEFENSE dotyczy błędu w funkcji slc_add_reply(), zaś drugie w funkcji env_opt_add().

Źródło informacji: CERT Polska